czwartek, 30 maja 2013

Naprawdę dobrze idzie.Część druga

Po przepychance z wyrzuceniem mnie z sali - szacowna - no, może niekoniecznie, ekipa jedynej słusznej opcji, przeszła do wysłuchania sprawozdania odczytanego przez nasza Królową. Ta zaczęła wyliczać na co i gdzie poszły pieniądze w ubiegłym roku. O tym, dlaczego nie poszła po dodatkowe do radnego Karowca i Stecki nie wspomniała. Trochę mnie to znużyło i zaskoczyło, że tyle tej kasy wydają, a ja tych inwestycji na ulicy nie widzę. Wstałem więc i wyszedłem na hol urzędu. Za mną w te pędy ruszył Stasiulek Grala. Na korytarzu wymieniliśmy poglądy, o dziwo mamy zbieżne, na temat naszych niczemu nie winnych gospodarzy. Poczekaliśmy na finał królowego memorandum. Weszliśmy kiedy nastąpił najważniejszy punkt dla naszych półbogów. Którzy zawsze chcą dobrze, ale przez poprzednika nie mogą się wykazać.. Z tym sloganem dotrwają do końca kadencji, żachnął się Stasiulo. Po steku pobożnych życzeń, radni musieli się ustosunkować w głosowaniu, czy dają wiarę temu, co Królowa przeczytała. Bowiem od dania wiary tym faktom - zależało - czy Zbyszek i Zdzisiek utrzymają się na stołkach. Zgodnie z oczekiwaniami, zgrana ekipa po wodza Litwina bez brody, sprawę przepchnęła.Inaczej być nie mogło, co zresztą wcześniej przewidziała także Grzybowska, podając taki anons na swoim blogu. Należy jej się piątka za trafność opinii. Następnie, Waldunio przewodniczący odczytał skargę na burmistrza, napisaną przez kolejnego, niezadowolonego mieszkańca gminy. Z tego widać, nie tylko Mundkowi czy Grzybowskiej nie podobają się autorytarne zapędy naszych gospodarzy. Słuchajcie teraz! Kukiełko pyta, co zrobimy ze skargą i czy nie powinna ona trafić do Komisji Rewizyjnej. Tej nowej - jedynie słusznej bez członków Wspólnoty Wtedy nie wytrzymałem i palnąłem : - to ma chłop pecha. Tam go załatwią jak trzeba. Na cacy. Myślałem, że wzrokiem mnie zabiją. Potem było trochę spokojniej. Wstała właścicielka, tego słynnego ze zbyszkowych uszczelek garażu i zapytała o latarnie. Czy nie można by, w Wygrynach założyć ich o trzy więcej ? A potem ? Potem, to już głos należał do Waszego ulubieńca. Zacząłem z grubej rury :- kiedy pójdzie pan wreszcie do Karowca po pieniądze należne gminie za prowadzony hotel ? U mnie pan był w ciągu tygodnia, to czas ruszyć zadek i tam też gminne odebrać. Pół roku czekam a wam trudno do tego się przybrać. Nasze ozdoby deko zbladły. Zaczynam ciągnąć drugi wątek, gdy z boku, jakieś szkolne grzmocisko, przepraszam palaczysko, burknęło:- doczeka się pan, doczeka. Wtedy odpalam : - ty to siedź spokojnie, bo jeszcze wyciągnę aferę z piecami i paleniem na dziko w dwójce. Tej na razie przez Zdzicha nie złączonej. Zamilkł. Przygięło go. Wtedy, jakby dla rozładowania napięcia, Grzędowa wspomniała, ze sprawy sądowe robione gminie przez zwalnianych, nas bardzo dużo kosztują. Czy nie czas, by te nagonki przerwać ? Ale Opalach, niezwykle dziś czujny, ripostuje : - niekoniecznie, niekoniecznie, bo już jedną osobę komornik ściga, bo z gminą przegrała. Tylko na to czekałem :- to podobnie jak z panem. Wale jak z armaty :-Za panem tez komornik biegał. I pański samochód na licytację w Białymstoku wystawiał. Ludzie ! Cisza jakby makiem siał. Na koniec, jakby na dobitkę i dla poprawienia sobie własnego ego, finalizuje swoją perorę dwoma zdaniami :- panowie burmistrzowie, wy nic nie potraficie zrobić dobrze ! Nawet nie potrafiliście skutecznie lekarzówki Kukiełce sprzedać ! To o czym rozmawiamy ? Ale wiecie Państwo Czytelnicy, że coraz bardziej widać ich totalną bezsilność. Oczywiście na pytania, które zadałem z sali - żadnej odpowiedzi. Żadnej, rozumiecie!!! Oni potrafią mordki nami wycierać jedynie wtedy, kiedy nie ma nas na sali. Jak jesteśmy - milkną. Ale cóż, co chcieliśmy to mamy. Nie zróbmy kolejnego błędu w przyszłości. Bo wtedy, cała Polska będzie tarzać się ze śmiechu. W dodatku nie będzie to śmiech ustami a d...mi A dla nas, chluby to na pewno nie przyniesie. Pozdrawiam.

środa, 29 maja 2013

Naprawdę dobrze idzie.

Sesyjny kabaret zaczął się o czasie. Przez moment, chciałem zaproponować by przewodniczący Kukiełko, nieco z otwarciem poczekał, bo nie zauważyłem na sali rzecznika Serowara. A miałem do niego i dwóch naszych geniuszy, parę pytań. W nich dwa - do Serowara. Pierwsze, dlaczego mną japę wyciera, korzystając z okazji,akurat wtedy, jak nie ma mnie na sali, oraz drugie, kiedy się wreszcie przymierzy do nauki mieszkańców produkowania obiecanych serów. Czasu coraz mniej, a kop coraz bliżej. Czy zdąży zacząć jeszcze u nas ? Czy już, jako rzecznik sołtysa w Jeżach? Bo w Piszu, na kolejną fuchę nie ma co liczyć. Tam, prawie wszystkie obleciał.Zostanie mu znów emigracja. A wtedy, będziemy zmuszeni, radzić sobie sami. Choć nie ma problemu, bo jednego porządnego mleczarza, w Osiniaku mamy.Z taką ilością mleka obskoczy nas wszystkich. Jednak z wnioskiem nie zdążyłem, bo Walduś sesje napoczął i zaczęło się kotłować. Dowiedzieliśmy się co burmistrz Opalach robił między sesjami i z jakim oddaniem troszczy się o Wasz wspaniały dobrobyt. Pisze Wasz, bo ja jego dobrobyt, wiecie gdzie mam. Kiedyś o tym pisałem, a Zdzichowi nawet na sesji powiedziałem.Oczywiście, wszystko byłoby jeszcze cudowniej, gdyby radni Wspólnoty nie zadawali nie potrzebnych pytań. Choćby na wspomnianej komisji rewizyjnej, na której tez byłem. O co pytali ? Ile kasiurki kosztują mieszkańców telefony służbowe naszych pracusiów ? A jest ich podobno ok dziesięciu. Za poprzednika było ich cztery. Kto, kiedy dostał nagrodę i dlaczego ? Pytanie logiczne, bo skoro budżet się wali i na wszystko brakuje, to na cholerę te nagrody ? Ile kosztowała gminę pomoc < ubogim > pogorzelcom Szewczykom i w jakich formach została udzielona ? Czemu do Stecki i do Karowca nie wysłano kontroli podatkowej choć wniosek wpłynął sześć miesięcy temu ? Skoro z Pomichowskim - nasze opoki sprawiedliwości - uwinęły się w tydzień, dlaczego tak niemrawo idzie im z dwoma pozostałymi ? Potem Grzędowa zapytała, czemu wraca temat szkół, skoro sprawa została przez kuratora zamknięta ? W podobnym tonie wypowiedział się Błażejewicz.Wtedy wstaje szkolny ekspert Stecka i odpala, ze trzeba złożyć odwołanie, bo kuratorium w dwóch podobnych przypadkach na łączenie szkół pozwoliło. A jemu nie pozwoliło i tak być nie może. Dlatego on jest za tym, by odwołać się do sądu i oczekuje akceptacji swojego wniosku. Jak się domyślacie, niezawodna dziewiątka łapki do góry i sprawa zaklepana. Wtedy coś powiedziałem w swojej rzeczowej konwencji i buchnęło. Nagle zrywa się taki jeden, bez brody, ten sygnatariusz Detektywa 24, z krzykiem, panie przewodniczący proszę zrobić przerwę i tego pana wyprowadzić. O dziwo, po raz pierwszy temat podchwycił także Opalach, dodając, ze popiera wniosek kajakarza i trzeba Pomichowskiego z sali wykiprować.. Przewodniczący oczętami przebiegł po sali i spokojnym głosem orzekł: - panie Edmundzie, proszę nie przerywać , zabierze pan głos w wolnych wnioskach. Co klasa to klasa. Wie, że żyjemy w wolnym kraju. Speszeni zwolennicy wywalenia Pomichowskiego - opadli na zadki.. / cdn/ Jestem zmęczony muszę pospać. Proszę o wyrozumiałość.

czwartek, 23 maja 2013

Kto z sobą nosi nikogo nie prosi..

Minęło dwa tygodnie, kiedy to pod piską stację paliw Station Oil, tą przy Cerrfourze podjechał swoją furką nasz senator Marek Konopka. Wkłada pistolet dystrybutora w wlew samochodu a sam zaczyna rozmowę przez komórkę. Dyskusja musi być ciekawa, bo sanator rozanielony wsiada do auta, rozpala motor, nie przerywając rozmowy rusza. Z pistoletem od dystrybutora w dziurze zbiornika. Wacha leje się na asfalt. Wyrwany wąż z dystrybutora, wystrzela jak z procy, ciągnąc się za pojazdem Konopki kilka metrów. Kiedy driver się zreflektował, co zrobił, przyhamował, złapał się za głowę i w hajda te pędy z przeprosinami do obsługi. Ta kurtuazyjnie przeprosiny przyjęła. Incydent został panu Markowi wybaczony. Nie znaczy to wcale, że z powodu tego zajścia, nasz senator nie poniósł strat. Odczuł je, lecz jak na gażę senatorską przystało, nie była to strata zbyt wielka. Paliwo w auto własne kosztowało coś koło 250, to wylane na podjazd 700, no i naprawa węża, też nieco.. Tak więc w sumie, jeden telefon a jaki drogi. Strach pomyśleć co by było, gdyby dzwonił na dwa. Mój, Boże. Każdemu się może coś przydarzyć. Ale jak mówią, na biednego nie trafiło. Tak czy inaczej, trudno będzie zarzucić Markowi Konopce że się politycznie i publicznie nie udziela. Nawet podczas tankowania coś telefonicznie załatwia. Tankowanie dobra rzecz. Jakiś złośliwy obserwator tego zajścia burknął, że pod ten dystrybutor powinni Markowi kółka dokręcić. By to ustrojstwo ciągał za sobą. Wtedy by lał, gdzie by chciał.I zaoszczędził na podjeżdżanie na stacje. Nie, nie.To już złośliwość. Pozdrawiamy pana Marka. Eap

wtorek, 21 maja 2013

Nie te LESZCZE, a już myślałem..

Zupełnie przypadkowo zablokowałem konto internetowe. Wsiadam w samochód, jadę do spółdzielczego, by je przywrócić. Gdy mijam sklep "U Kłoska" dostrzegam na pobliskim drzewie, wielki kolorowy plakat.TRZECH LESZCZY ZAPRASZA. Hamuję. Nie co dzień,miewam okazję widzieć z bliska gminne trojaczki w trzech odsłonach. Loczka Kopciucha Leniucha, Zdziśka Kapotę i Zbyszka preferującego lekką robotę. Pomyślałem przez moment, że mogli by dokoptować do siebie, tą białą płotkę z pokoju obok. Córkę szwejka ze Śwignajna. Dobrze już, dobrze.Niech będzie - szejka. Choć z zachowania, ten pierwszy zwrot, pasował by do niego jak ulał. Ale dziewucha do rzeczy. Młoda, zdrowa za Opałkiem w ogień iść gotowa. W charakter nie wnikam. Z tym podobno gorzej. Sam się na jednym takim przejechałem. Ale, ale. Cóż to ? Czytam i oczom nie wierzę. Impreza będzie, tyle że w Giżycku. Czy to znaczy, że nasze trojaczki nieboraczki tam się wybierają ? Nie! Burmistrzowa Giżycka robi imprezę u siebie. A u Zdzicha i Zbycha tylko plakaty klei. Nasze głupów, a ta plakaty. Podobno, w Piszu też wieszała, aby turyści zamiast do Rucianego i Pisza, do Giżycka smarowali. To ci spryciula. A te nasze ? Cho, cho. Nasze, to jeszcze lepsze przemedyki od tamtej. Po co, mają się tłuc po całym mazurskim landzie z plakatami ? Kiedy można wywinąć coś bardziej spektakularnego. Jak pomyśleli - tak wywinęli. Za łby z telewizjami się wzięli. Najlepszy skecz, to ten z gwiazdką z nieba. U Waldusia Psotnika w Wejsunach. Jeden numer i od razu cztery telewizornie. Wszystkie w ciągu tygodnia zjechały. To dopiero reklama miasta ! Doczekaliśmy specjalistów od marketingu. Ze świecą takich szukać. Siedzieli na szerokich zadkach...pardon, szerokich fotelach, a telewizja sama do nich zjechała. Potem, zgłoskami, niekoniecznie chwalebnymi zapisała się Jolka Pekaówka. Ta, zrobiła taki przelew bankowy, że spece od fałszerstw, mieli problem odróżnic lewy od prawdziwego. Gdyby nie upartość byłej połowicy Zbycha, to wszystko by pies na ogonie poniósł. Ta dała do sądu, co trzeba i wtedy buchnęło. Najgorsze jest to, ze babsko 8 miesięcy po wyroku, straciło prawo wybieralności, a co za tym idzie, nastąpiło wygaśnięcie jej mandatu !!! Ale to jej nie przeszkadza - dalej mamonę trzepać. I co ? I nic ! Ma wszystko w zadku. Jeden ze szkoły dodał, że w szerokim.. Ale to złośliwiec, więc nie zaprzątajmy sobie nim głowy. Otóż, przez sprytne odwołania Mruka, Jolka nadal siedzi w Radzie i napycha kieszenie kasiutą. Do tego, jakby na ironie, konkubent Zbyszko, osłodził jej żywot następną fuchą. W Domu Kultury. Kur...a nać, ta stara przekręciara ma dzieci uczciwości uczyć ? Aaaaa, bym zapomniał. Całości kolorytu dodaje Zdzinio Fikołek. Nasz szkolony, ekonomiczny geniusz. Tego z kolei, chciała odwiedzić telewizja TRWAM. Ale umknął. Nie dał się na drogę cnoty naprowadzić. Ludzie, czy aby wy coś z tego rozumiecie? Bo ja już się gubię. I takie to odrzuty, takie zapyziałe punce, wystawiają w swej szmacie, opinię porządnym ludziom. Widzisz sam czytelniku, dokąd to dobrnęło. Z jakimi mlonami berbeluchami muszę się zmagać ? Pozdrawiam.

środa, 15 maja 2013

Kota nie ma, myszy grasują

Telefon zadzwonił przed 14.00. - Panie Mundku, oglądał pan ostatnie streszczenie z sesji w internecie ? Mówię, że nie, bo kacykowskiego cyklu "O pobożnych życzeniach i dwóch gołych jak Święci Tureccy jeleniach " nie oglądam. Preferuję szermierkę bezpośrednią. Na sali widowiskowej.Może być urzędowej. - Niech pan wejdzie, bo te dwa nasze gminne koczkodany i komusze palaczysko, urabiają panu mordę trolla..Zdębiałem. Patrzcie, jacy sprytni. Tylko na chwilkę wybyłem, w sprawach zdrowotności, nie przybywając do gminny na cykliczny kabaret, a jużci gminne podroby ruszyły do szturmu. Tak zza węgła. Po tajniacku. Bo kiedy jestem na sali, to jakoś te pysie mają bardziej oszczędne. Od czasu do czasu, przewodniczący Waldunio coś zarzuci tekstem, że wezwie policję, ale tak po za tym - wszystko w normie. A tu ten z telefonu głosi, że wykorzystali moment mej nieobecności i trochę sobie po mnie pojechali. Atak poszedł w stronę moich zgłoszeń o samowolkach budowlanych. Tak ogólnie, to wyszło na to, że ja jestem ten nie dobry, bo zgłaszam ten chlewikowo-kampingowo-szopkowy burdel w gminie Ruciane Nida, a oni biedactwa muszą sprawę oddawać dalej. To ci wysmrodki ! Zobacz czytelniku ! Od stycznia czekam, kiedy te grzmoty zmontują komisje podatkową, która rozliczy Karowca i vicka Sieczkę. I nie mogę jej doczekać ! A te pękate antałki wszem i wobec głoszą, że chcą dla nas dobrze. Ale przez ze mnie nie mogą. To prawda, bo oni by chcieli was i mnie okradać a ja się na to nie zgadzam. Dobrze to oni chcą, tyle że.... dla siebie. Ale o tym na sesji już nie mówią. Aha. Dla komuszego palacza, tartakowej desecki i śmieciarza śmiecia - też chcą dobrze. Nas, to oni mają wiecie gdzie..tam trochę niżej. A ja im, w tym dążeniu poprawy ich bytu, ewidentnie przeszkadzam. To fakt, bo uważam, że już dość koleżkom ze słusznej sitwy rozdali. Cha. Jak mnie kapowali, to wiedzieli gdzie jechać. Do kogo w starostwie zajść, czym go zaszachować, by Pomichowi wcześniej wydaną zgodę na werandę cofnął. Do towarzystwa wzięli najsłynniejszego opierdalacza oblatywacza stanowisk w powiecie piskim. Loczka Serowara ks. Kopciuch. Później, w starostwie dowcipkowali, ze chyba po to, by im w Piszu szlaki przecierał. Z tymi mózgami, mogli przez pomyłkę wleźć do kotłowni. To byłby obciach. Najgorsze, że kiedy ja, palcem pokażę, kto i gdzie w gminie robi przewały, albo w majestacie kulawego prawa - rozdaje lekarzówki - to jestem ich największym wrogiem. Jak oni próbują mnie okradać z pieniędzy, poprzez naliczanie cudacznych, wstecznych podatków za pięć lat w tył, to im wolno i tak ma być. Kiedy oni walą we mnie - to dobrze. Jak ja w nich - nie dobrze. TYLKO, by było jasne. Ja, te ofensywne próby poniewierania mnie, przez ową skoryciarzoną sitwę, mam w dalekim poważaniu. Czyżyk był mocniejszym zawodnikiem, od tych trzech cieci. A też popłynął. I też dlatego,że nie miał umiaru i normalnej ludzkiej przyzwoitości. Jak te obecne. Ja od życia wymagam niewiele. Choć namiastkę, SPRAWIEDLIWOŚCI. Takiej samej - dla Waldusia Psotnika, Spienionego Czeplina, Stawrzusia Litwina, czy Cerwonolicego Bogusia. A nie mogę jej uświadczyć. To co, do kur.. nędzy, mam usiąść w kącie i płakać ? Niedoczekanie. Ruszam z kontrofensywą od następnej sesji. A płakać będę. Łzami szczęścia. Kiedy już miasto tych nieudaczników się pozbędzie. Czego sobie i Państwu Czytelnikom, jeszcze tego roku, jak ptaszki ćwierkają, życzę Eap

czwartek, 9 maja 2013

Garść informacji o smieciach. Nie, nie, nie o tych mowa..

Przy okazji oddawania deklaracji na odbiór śmieci, zadałem urzędnikom kilka konkretnych pytań. Jednym było, czy ten druczek zmajstrowała Jolka czy Zbyniek ? Powiedzieli, że nie. Gotowe dostali. Jakoś aluzji nie podchwycili. Potem, dlaczego mam coś podpisywać, skoro nie wiem, z kim mam do spółki wejść, dlaczego z nim, kiedy i w jakich dniach, ten na razie nieznany, ma te śmieci odbierać ? Czy dostaniemy kosze czy nie ? Czy ten, co całe życie kręci lody, w przenośni i dosłownie, będzie palił głupa i rabował co się da, jak poprzednio ? Ale ten temat - też przemilczeli. Czy dalej, będzie wycinał takie numery z fakturami jak dotychczas ? Że brał śmieci, a po kwit wysyłał do konkurencji ? Taki sprytny. Tak było z przedsiębiorcą z Dworcowej. Gdy ów zażądał faktury, to usłyszał pytanie, a nie może wystawić ci konkurencja ? Sam unika płacenia podatków, napycha kieszenie, a temu drugiemu, wykolegowanemu z rynku przez Koszałka, każe lewe kwity wystawiać. Niesamowite. Ja bym wiedział, co z tym cudakiem zrobić. Fakturę, by mi w zębach przyniósł. Dość tą gminę ogołocił. Co powiedzieli gminni urzędnicy ?. Ano to, że nie będą rozdawane indywidualnym mieszkańcom żadne pojemniki. Będą rozdawane worki. Chcesz kosz - to sobie kup. Lotne hasło - prawda ? Jak będzie, zobaczymy, gdy wszystko w lipcu ruszy. Na razie ruszył śmieciarz. Ten nasz, niezależny. To znaczy, niezależny od Gryciuka. Od pozostałych już zależny. Szczególnie od Zbycha i Psotnika.. Obiecał przywieźć umowę ubogiej kobiecie z Dybówka. Do podpisania. Nawet dodał, że weźmie mniej, od tych, co wygrają przetarg. Znowu zwietrzył interes. Biega jak kot z pęcherzem. I węszy. Czy prawnie, może tak ludzi nachodzić ? Skąd! Jeszcze nie teraz. Ale już obskakuje, gdzie się da, bo dwie puste walizy mamoną trzeba napełnić. Ale wspomniane pojemniki będą. Za dwa lata. Kiedy wspomniana firma na nie zarobi. Jak nie zarobi, to będziemy badziewie dalej pakować w worki. Może być i tak, że też we swoje. Chłopom będzie łatwiej. Nie wiem gdzie będą pakować kobiety. Cyrk. Aby było jasne. Na pierwszy rzut będzie tak, ze np. szkło będzie odbierane z posesji we wtorek. Plastyk w piątek, pozostałe w środę albo w czwartek. Na razie, nikt nic pewnego powiedzieć nie może. Do chwili, kiedy wszystko ruszy. Znając naszych dwóch operatywnych kacyków, jak ruszy, to w całej gminie śmieci zabraknie. Będą mogli z ościennych gmin nam zwozić. To specjaliści. Od robienia ludziom wody z mózgu. Tak czy inaczej, tym bez kuroniówek i interwencyjnych - zostanie - tak zwana wyrzutka pod bramę, dyrektora wysypiska Wyskrobka. Ostrzegam, że trzeba uważać. Bo zamontowali kamery. Jak ktoś nie chce ryzykować, musi wywalać w nocy. Wtedy one nie widzą. Ale nie namawiam, bo to jest okradanie nas wszystkich. Ale jak ktoś się uprze.. A zresztą ! Róbta co chceta. Te co mieli nam pomagać, jeszcze więcej kradną. Jest i druga możliwość. Brać to badziewie w drodze po sprawunki do Pisza. Po drodze, są takie dwa fajne miejsca. Oba po lewej stronie szosy. Byczego nie ma...Nowy, dał wreszcie Strażnikom normalne zajęcie. Już nawalonego Byczego Bydlaka z imprez do chałupy nie odwożą. Jest okazja. Nie wszędzie zdążą. Tylko, z wywałką musicie się uwinąć między 9 a 11. Wtedy stoją przy Viciorni i się posilają. Tak więc na razie, nie ma powodu, by na zapas się martwić. Robić swoje, a kacyków, cienkim strumieniem. Tu, co było do padnięcia na zbitą twarz - już padło. Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość i te półtora roku przeczekać. Potem się zobaczy. Pozdrawiam wszystkich, oprócz lokalnych złodziei i macherów. Tartacznego aplegera Czaplona, Stawrzusia kapusia, Krutkiego Bolka Vicka, Psotnika i pozostałej sitwy. Do rychłego. Eap

środa, 8 maja 2013

Byczy szuka roboty

Jak mnie poinformowano, Byczy Kark z maskulińskiego buszu, tak się do nas przywiązał, że za żadną cholerę nie chce nas opuścić. Do Olecka, też wracać nie zamierza. Krąży jak superforteca B-52 nad gminą i obserwuje, gdzie tu by można spokojnie na ryj wylądować. Na razie, złożył akces na dwie fuchy. Pierwszą na dyrektora Parku Mazurskiego a drugą na szefa Polskiej Akademii Nauk w Popielnie. Byłby kabaret, gdyby do tej Akademii Nauk go przyjęli. To byłby ewenement w skali kraju. Do Polskiej Nauki, przyjęli by...nieuka. Bo, jak podaje rzecznik, by startować na szefa PAN-u, trzeba mieć przynajmniej cztery lata pracy w tej instytucji. Ale, z pomocą koleżki, ksywka Zwichrzona Grzywa, kto wie ? To ten sam, który wcześniej przyklepał Byczemu doktorat. Na spółkę z Kruszem. Teraz, ten pierwszy erudyta, ma być przewodniczącym komisji konkursowej. A konkurs potrzebny, bo jak na razie, Zakładem Popielno, po śmierci poprzednika, nie ma kto rządzić. Zauważcie, jak ta ośmiornica kolesiów głęboko sięga. Gdzie nie wdepniesz, zawsze na jakiegoś łacha, skoryciarzonego z Byczym trafisz. Dlatego ten kraj się wali. Takich przewał jak obecnie - nigdy nie było. Nawet za komuny. Czas miniony doskonale pamiętam. Dlatego głos w tej materii mogę zabierać jak mało kto. Chciałbym na starość, chwilami o tym wszystkim zapomnieć. Ale się nie da. Znowu te same, zakazane, układowe gęby przy kotle mieszają. Jednego uda się wywalić na zbitą mor.... pardon buźkę, to w miejsce tamtego - wchodzi dwóch. I tak w kółko. Obrzydlistwo. Tylko wiecie Państwo. Pałac, zawsze się trudno opuszcza. Gdyby wegetował z rodziną na dwóch pokoikach,albo na Dębowie w kontenerze, czy na dworcu, nie miał by czego żałować.Tu natomiast, cała rodzinka ma jak w puchu. Wszyscy na leśnych etatach.Cała familia. Specjalnie toto nie spracowane. Poniżej piątki miesięcznie żaden nie schodzi, a tu nagle ...kop i po ptaszku. Co za nieszczęście. Nawet warszawskie rekiny nie pomogły. Za dużo nawywijał. Musiało pęknąć. A mówiłem mu, w rozmowie w 2006, ze prędzej czy później wyrzucą go na zbitą mordę. Mówiłem ! Nie wierzył. Taki był pewny, że wtedy na moje dictum zarechotał. Teraz, japkę ma taką nietęgawą...nieco bardziej smętną, jakby skruszoną. Teraz ja, szyderczo rechoczę. Aż posesja się trzęsie. Tylko, co by nie mówić, ma chłopina powody do zmartwień. Tak pięknie uwite gniazdko, żal będzie opuszczać.. Wiecie, jak tą chałupę na Guziance zasiedlał, to kazał hydraulikom nowe kurki w kranach powymieniać. I nową, zastaną glazurę pozrywać. Podpadała mu kolorkiem. Robił co chciał. Oczywiście z naszego. Sam z kieszeni nie wyłożył. Wiedzieliście o tym ? Nie, to teraz wiecie. Takie panisko było. Znajomy leśniczy, kiedy go zapytałem, jak się pracuje z nowym nadleśniczym Donderowiczem, odpowiedział zadziwiająco krótko. NORMALNIE. Tylko tyle. Zobaczcie, tylko tyle powiedział a jak wiele to mówi. NORMALNIE. Za tamtego, normalnie było nie do pomyślenia. Teraz, do wywózki w nadleśnictwie, pozostał jeszcze ostatni przyczółek Byczego - Tratatata. Ksywka 5 10 15. Wtedy dopiero, w tej firmie, będzie wszystko uporządkowane. Inaczej, ten odrzut po Byczym, na nowego sprowadzi nieszczęście. Przez swoją przetargową zachłanność. Może być tak, piszę może, że nie zdąży się obejrzeć a przez niego, nadleśnictwo znowu zaczną trzepać wiadome organy. Ale to już temat na inną, następną rozprawę. Pozdrawiam.

środa, 1 maja 2013

Też zbierali na dach...

Z koleżką Sławkiem, dla swoich Ignacem, od czasu do czasu jestem w trasach. Takich rekonesansowo objazdowych. Mających na celu, poszukiwanie na Mazurach, tzw. okazji. Jakież to okazje ? Różne, różniste. Od samochodów po starocie, z których sprzedaży, ów nawiasem mówiąc, między innymi się utrzymuje. Ostatnio, wracając z Nidzicy, na wysokości miejscowości Napiwoda, poczułem lekkie hamowanie i auto stanęło, przed starą, kamienną stodołą z napisem STAROCIE. Wchodzimy do środka, oglądamy stare meble, lichtarze, obrazy i... kuchnię węglową. Przecudnej urody. Wykonaną z błyszczącej, chromoniklowanej stali, która mimo swoich stu lat, wygląda jak nowa. Znawca tematu, pyta właścicielki magazynu o cenę. Ta pada - my z wrażenia też. Nie kupujemy. Nagle słyszę jakiś znajomy głos, z oddalonego końca stodoły. Gdzieś już słyszany. Mózg wchodzi na obroty i szybko analizuje mowę właściciela. Olśnienie. Wiem, generał Kiszczak. Podchodzę bliżej. Stoi siwy, ponad 80 letni facet, znany mi z radia, telewizji i... stanu wojennego. Obok niego wyglądający na ochroniarza, 50 letni mężczyzna. Potem, okaże się, że jego syn. Gdy go mijam, dotykam stojące obok mnie, stare pamiętające lata siedemdziesiąte krzesło i wtrącam : - Sław zobacz, te pamięta chyba Gierka. Dziadek zerka na mnie kątem oka, ale tak sprytnie, ze nie każdy by to zauważył, po czym szybciutko opuszczają stodołę. Widać, muszą być bardzo uczuleni, na przygodne kontakty. W tych czasach - szczególnie. Nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął zagadywać sprzedającą starocie kobietę, czy owi panowie tu często. Owszem, mówi, ale nie kupują. Bardziej oglądają i narzekają że drogo. Po czym zaczyna snuć opowieść, o letnim domu Kiszczaków, który jest usytuowany w małej, przyjeziorowej osadzie Wilkno, o rzut kamieniem od Napiwody. Otóż, dwa lata temu, dom ten, z nie znanych przyczyn, w wyniku pożaru stracił dach łacznie z więźbą dachową. Nowy proboszcz, obejmujący w tym czasie parafię, ogłasza zbiórkę pieniędzy na odremontowanie budynku. Mieszkańcy do zbiórki, podchodzą z niesmakiem i mieszanymi uczuciami. Szkoda, że nikt nie pomyślał, by go uprzedzić dlaczego. Sądzili naiwnie, ze może ten nowy, ma taką naturę, że lubi pomagać w biedzie wszystkim. Kiszczakom też. Z kolei, niczego nie świadomy ksiądz, dalej agitował, bo z większą kasą do kościoła nikt się nie wyrywał. Wtedy buchnęło. Jakaś lokalna gazeta, napisała o sprawie i zaczęły się telefony. Z kurii tez. Na szczęście, z opresji wybawiła proboszcza i mieszkańców sama rodzina Czesława Kiszczaka. Otóż, kiedy dotarła do niej informacja o zbiórce pieniędzy na ich dach, żona młodego Kiszczaka przyjechała na plebanię, z podziękowaniami za dobre chęci, niemniej, stwierdziła, oni sami sobie z dachem poradzą. A zebrane fundusze, niech proboszcz przekaże bardziej potrzebującym. W ten oto sposób, kółko szczęśliwie się zamknęło. Ale śmiechu było po cholerze, przyznaje relacjonująca mi wydarzenie kobieta. Ma chyba racje. Skoro nawet ja, kiedy po dwóch latach się o tym dowiedziałem, szczerze z tego ubawiłem. To tyle, na długi weekend Eap