niedziela, 27 stycznia 2013
Jak wyrolować dwie komisje? Podaję przepis.
Pisałem Państwu o mającym się odbyć wcześniej spotkaniu z dwiema Komisjami przy Radzie Miasta i Gminy. Spotkanie miało na celu ukazanie kulis afery z podkapowaniem mnie do Nadzoru Budowlanego. Poszedłem, a jakże. Wywaliłem co mi leży na wątrobie. Potem do szturmu przystąpił vicek wuefmen i powiedział potomne słowa. Z tych wynikało, że POMICHOWSKI ZAKAPOWAŁ SIĘ SAM. Tak, sam. Oni owszem, jeździli z Loczkiem Grzmotem jednym autem, ale każdy w innym celu. A spotkały się biedactwa w wydziale Zagospodarowania Przestrzennego Piskiego Starostwa - zupełnie przypadkowo. Wiecie, brak mi słów. Tu już nie ma z czego się śmiać. Tym ludziom, trzeba współczuć. Aby wszystko ugładzić, tak bardziej strawne, dodał, że Zagospodarowanie Przestrzenne przysłało mu pismo informacyjne, o legalizacji werandy, a on, wiedząc, że na mojej działce, może stać najwyżej dwa obiekty, zgłosił protest, bo stało trzy. TYLKO JEDYNIE TO POWIEDZIAŁ. Nic więcej. O tym, że to wystarczyło, jakoś nie pomyślał. W sukurs, przyszedł mu, ten drugi wykształcony filozof, który z kolei wykrztusił, że w sprawie żukowskiego garażu stawianego na lewo, coś było, lecz z tego co pamięta, to fakt,że Gryciuk raz budowę akceptował, potem akceptację cofnął. Tak w sumie, to on nie wie, kto ten garaż zaczął budować a kto kończył. Słuchajcie teraz. ON TEGO NIE PAMIĘTA, bo tylu tych szefów ZUKu po nim było, że ho, ho. Liczydeł nie starcza. Nazwisk, tych po nim - też nie pamięta. Nawet Dymczykowej, z którą mijał się na korytarzu, jak z hukiem z ZUKu wylatywał. Coś nie bywałego.. Tak mocno wykształcony, a pamięć ma jakąś taką nierychliwą. Potem, pokazałem im te zdjęcia z Pod Dęba. Te zasypywanie brzegów i powiększanie cypelka. Jakoś, ani Kapota ani Pałka tematu nie chwycili. Ba. Za plecami miałem, speca z Parku Krajobrazowego, który moją perorę słyszał, a tez udał głuchego. Potem było już śmieszniej. Mówię,że obecny na sali radny Karowiec, ma więcej i lepsze obiekty jak moje. Też na lewo. Ten wstaje cichcem, wali do drzwi, po czym wraca z kwitem z Zagospodarowania z 1997 roku, na którym napisane jest, że nasz szpenio ma zezwolenie na budowę pomieszczenia gospodarczego o kubaturze 40 metrów. Takie na kosiarkę, łopaty, stare liście do ocieplenia gleby, oraz inne badziewie. A co nasz aktualny palacz posiada ? Otóż ma dwa garaże, połączone w jeden, dwoma ścianami. Pierwszy, swój, połączył z drugim, nieżyjącego Kindrackiego i ma dwa. Płaci za jeden. Zaradny chłopina. Za tymi garażami, z tyłu, schowaną 30 metrową wiatę na opał i tym podobne rzeczy. Za grunt pod nią tez nie płaci. Na połączonych garażach, zresztą też bez zezwolenia, ma właśnie słynny już budynek gospodarczy. Zobaczcie, jaki wyglada to pomieszczenie na łopaty i kosiarkę. Piękne. Może 8 ludzi mieszkać. Z trzonem kuchennym i toaletami. Nigdzie nie zarejestrowane, jako dodatkowa działalność, nigdy nie opłacane z tytułu metrażu podlegającego takiemu opodatkowaniu. Mówię Wam, jeden lepszy od drugiego. Dlatego informuję wszem i wobec, że jeżeli Opalach nie obciąży go podatkiem od prowadzonej działalności,za ostatnie pięć lat, to oddaję sprawę do Prokuratury. Skoro potrafią z kapo-tą gnoić nas jako społeczeństwo, niech raz dla przykładu, dobiorą się do dupy człowieczkowi, swojej, jedynie słusznej opcji. Nie, to ja dla niego sprawiedliwość też znajdę. Wtedy, niejako przy okazji, okaże się, po co Opalach został burmistrzem ? Po to, by pilnować interesu swoich, z jedynie słusznego rozdania oraz Karowca, czy naszego, jako lokalnej społeczności.Pozdrawiam.
Spójrz czytelniku na to piękne "pomieszczenie gospodarcze" i jego toruńskich turystów w sezonie 2012.
A to dobudowana weranda, nigdzie nie zgłoszona.
piątek, 25 stycznia 2013
Mieszkańcy górą - złomu nie będzie!
Zawsze mówiłem, że jedynie skoordynowane akcje przynoszą wymierne efekty. Gdyby protest z kotłownią w środku osiedla na Szkolnej, był od początku dograny, w życiu to gówno z kominami do nieba, nigdy by nie powstało. Ale tego, trzeba było usilnie chcieć, a nie mówić o tym towarzysko, dla zabicia czasu, w kolejce po mięcho na niedzielny bigos. Jak Państwo pamiętacie, w ubiegłym roku, tony papieru zapisaliśmy, w sprawie wieży komórkowej na ulicy Bocznej w Rucianem. Listy, petycje, odwołania sądowe, skargi do starostwa i inne monity. Kampania szła ostro, nie zważając na wiraże, w postaci wyraźnie zachowawczego opowiedzenia się gminy, przeciwko temu żelastwu. Ta, dopiero po trzech miesiącach dojrzała do tego, by zaakceptować wolę mieszkańców, poprzez przyjęcie uchwały, mówiącej o większej staranności w opiniowaniu zezwoleń na kolejne fundowane nam promieniotwórcze złomostwa. Ale przejdę do meritum. Otóż żadna wieża przy ulicy Bocznej nie powstanie. Po dwóch wyrokach sądowych, Starostwo Powiatowe w Piszu, wycofało wcześniej wydaną decyzję na ustawienie wieży przy Bocznej. I bardzo dobrze. Niech postawią ją teraz Anuszkowi w ogrodzie w Popielnie. Czy można to rozumieć, że tej wieży nie będzie w Rucianem w ogóle? Nie. Będzie, tylko nie przy ludzkich siedliskach a na obrzeżach miasta. Gdzie? Na razie nie wiadomo. Być może wróci sprawa terenów Jana Kani, gdzie nie miałaby tak negatywnego oddziaływania na ludzi i środowisko jak na Bocznej. Tak szczerze mówiąc, ja osobiście byłbym za tym, by takie elektromotoryczne bomby, skoro muszą, powstawały poza granicami miasta. Bo nawet jakby która gruchnęła, to byśmy zdążyli schować się do piwnic. Nie no, żartuję. Piwnicę nie każdy ma. Choć ja, dość pakowną mam. Ale ci, co by się do mnie nie załapali, musieli by, schronić się pod skrzydłami tego szarego bunkra, 200 metrów dalej w stronę Słowiańskiej. Z opasionymi bęcwałami w środku. Tymi, którym zawsze na wszystko brakuje. Jeno recept na mądrość mają od doktora dostatek. Dlatego, tak ciężko nam się żyje. No to, pogadaliśmy jak bracia rodacy, a uprzedzając Wasze pytanie, czy wiedziałem wcześniej, że tego promieniotwórczego gówna na Bocznej nie będzie, odpowiadam - tak. A nie pisałem, bo czekałem na uprawomocnienie się wyroku w tej sprawie. Gdybym napisał wcześniej, to te skoryciarzone prezesunia, anuszki śmeciuszki, koszałki opałki, ormopiecyki, szukali by drogi odwołania. Znowu nam na złość. Aha, jutro przypalę lepiej, ze zdjęciami. Na temat mojego spotkania z Komisjami i o tym jak Komuszy Palacz, wykołował audytorium tam zebrane. Nic nie wartym świstkiem papieru z Zagospodarowania Przestrzennego. Ja się nie dałem i do rzeczywistej prawdy dokopałem. Jednym słowem, jak zawsze. Tylko u mnie - trza być tłumnie.Zapraszam.
eap
niedziela, 13 stycznia 2013
Nagrodzić Dymczykową ? I to już ! .
Jest rok 2007. Wiosna. Notowania szefa ZWIKu w oczach urzędu miasta Ruciane Nida spadają.Dwójka gminnych kontrolerów w osobach Huberta Z. I Ireny J. odwiedza zakład wodociągów i kanalizacji. Lustruje poszczególne obiekty i w oczy im wpada, nowo budowany garaż, mający być miejscem postoju, zakładowego ciągnika. Obiekt jest na ukończeniu, nie ma tylko okiennic. Komisja spisuje zastany stan rzeczy, po czym wraca do urzędu, relacjonując co zastała, byłemu włodarzowi. Pada propozycja, wystąpienia do starostwa piskiego, o informację, czy kierownik ZWiKu, starał się o pozwolenie na budowę tego obiektu. Pismo to, jest znane Państwu z wcześniejszych publikacji, gdzie pisze, że o nic takiego kierownik Opalach nie występował. Myślę, że było to, kolejnym przyczynkiem, do waśni, a co za tym idzie konsekwencją zwolnienia Opalacha z kierowania ZWiK-em. Choć zapewne, nie jedyną. Traci funkcję kierownika a jego miejsce obejmuje, Lidia Borys Dymczyk. To jedyny okres, w dziejach ZWiKu, gdy ta podległa gminie placówka, funkcjonowała bez wstrząsów i wszechobecnej niemocy. Bym zapomniał. Wcześniej, przez krótki okres, ZWiK na prostą wyprowadzał, oddelegowany z urzędu Piotr Feliński. A że, robił to z dobrym skutkiem, stąd powielane tu i ówdzie informacje, ze powinien startować w wyborach 2014 roku. Wiecie, nawet, jakby to były plotki, myślę, że w tej batalii uplasował by się dość wysoko. Tuż, po objęciu schedy po Opalachu, Borys Dymczyk odkrywa, nie zalegalizowaną budowlę. Budowlę oglądaną wcześniej, przez wspomnianą Komisję. Zdaje sobie sprawę z konsekwencji, miedzy innymi natury prawnej, występuje więc z wnioskiem, o wydanie postanowienia na wybudowanie tego garażu. Garażu, który jest w stadium ukończenia. Do pracy zabiera się - na zlecenie Dymczyk - znany mi, skądinąd porządny człowiek, Jan Dz. inżynier budownictwa. Projektuje i nanosi to, co już zostało wstępnie wykonane. Dokumentacja trafia do Wydziału Zagospodarowania Przestrzennego, ten wydaje decyzje na budowę wg załączonego projektu. CZYTAJ CZYTELNIKU TERAZ. Starostwo wydaje zgodę na coś, co dopiero ma powstać - a stoi. Budowane bez projektu, na oko. Dobre co ? A że, nie było komu, tej przewały zaskarżyć, garaż stoi, jest nadal nie odebrany, bo nadal w trakcie budowy. Sami zrobili to, co zarzucają obecnie Pomichowskiemu, w sprawie werandy. A przecież, on nie zrobił nic innego, tylko to samo, co Dymczykowa z garażem na ciągnik. Po czym, wystąpił o zalegalizowanie i taki wniosek otrzymał. Na dzień 16 grudnia, jego weranda stała legalnie. ALE dzięki zakapowaniu Stecki, 19 grudnia, przez podważenie owego zezwolenia i nacisk na urzędniczkę ta zgłoszenie cofnęła i weranda stała już nie legalnie.Tyle w tamtej sprawie. W sprawie garażu natomiasat, wydano dwa przeciwstawne pisma. Z tego samego wydziału zagospodarowania. Jedno, ze w roku 2007 nikt o prawo zabudowy nie występował i drugie że występował i je dostał. O tym, czy dostał je ZWiK, kiedy wszystko już stało, nic nie piszą. Dobrze, że są świadkowie, że zezwolenie z dn. 23 lipca 2007 roku jest niezgodne ze stanem faktycznym i nie należało, bez sprawdzenia faktów go wydawać. Tym bardziej, że podczas kontroli, w kwietniu 2007, namacalnie stwierdzono, że budynek stał. Tak czy inaczej, obrazuje to czytelnikowi, mechanizmy, tej grubo szytej intrygi. Próby mataczenia w swojej sprawie, a szukania sprawiedliwości w obcej. Dlatego uważam, ze Dymczykowej należy się duża premia. Bardzo duża premia. Gdyby bowiem, ona nie zrobiła tego, czego nie zrobił wcześniej Opalach, dziś on by się tłumaczył. Nie Dymczykowa. Co dalej ? Napiszę po konsultacjach, ze świadkami wydarzeń. Jeżeli potwierdzą, ze budynek stał wcześniej, jak wydane zezwolenie, oba pisma i całą sprawę oddam Gospodarce Przestrzennej w starostwie. Z wnioskiem, o jego unieważnienie, w związku z wystąpieniem nowych okoliczności w sprawie. Po czym, składał dalsze wnioski o ściganie samowolek. Obecnie duże wzięcie w gminie, ma słowo SPRAWIEDLIWOŚĆ. Skoro tak, niech traktują nas wszystkich jednakowo. Nie darzą szczególnym wyjątkiem, Edmunda Pomichowskiego. Bo jemu zamknąć buźki się nie da. Byczy próbował. Ale w mieście, będzie o czym mówić na pewno.
wtorek, 8 stycznia 2013
Cud pod Dębem
Niektórzy jeżdżą do Guadelupy by doznać siły oddziaływania tego cudownego miejsca. A wystarczy, podjechać na plaże pod Dębem. Kiedy byłem tam ponad dwadzieścia lat temu, owe miejsce było niewielkie, acz urocze. W kształcie zielonego półwyspu.Wiecie, jak zobaczyłem, ten dzisiejszy hotel, te pomosty, altanki - zbaraniałem. Jak to wszystko na tym zapamiętanym przez ze mnie skrawku, oni pomieścili. Trefnisie Żartują, że w tym miejscu tektonika tąpnęła i powstał nowy ląd. Pod zabudowę. Znowuż ci mniej dowcipni, że to dzięki sile sprawczej Byczego. Przed nim nawet jezioro się otwiera. Wcale się nie dziwie. Ma takie towarzystwo. Ale najbardziej dobitnie, ujął to człowiek, znający temat od lat, stary wodniak, mieszkaniec Kwiatowej. : - Panie Mundku, rzekł naprowadzając mnie na właściwą drogę- gdybyś pan widział te ciężarówy z ziemią sypane w setkach ton, to byś oczy wybałuszył. Walili w te przybrzeżne trzciny, co się dało. Żwir, piach, kamienie, tłuczeń, wszystko, co mogło teren gabarytowo powiększyć.Można się załamać. Jeden robił nawet zdjęcia. Żadnej kontroli. Nikt tego nie pilnował. Ani geodeci, ani urzędasy z nadleśnictwa, dosłownie nikt. Niech ci spece od terenów, przyjadą teraz i porównają, co było 20 lat temu a co jest. Byczy dał zgodę na dziką ingerencje w środowisko, bez żadnych zahamowań i unormowań prawnych.Stworzyli tam najnormalniej w świecie - drugi sztuczny półwysep.Najciekawsze jest usytuowanie geodezyjnych słupków granicznych. Odkąd pamiętam, były widoczne nie dalej jak trzy metry od lustra wody. Zobacz Pan dzisiaj. Najmniej piętnaście. Gdzie ci geodeci ? Czemu umknęło to ich uwadze ? Gdzie był Byczy, że im na to barbarzyństwo pozwolił ? Kiedyś mieściła się tam kawiarenka i parę łodzi. Myślę, ze dziś można na tym terenie tirem zawracać. Z kim to było ustalane ? Dosyć, wystarczy. Widzisz czytelniku, choćbym chciał, spocząć na laurach - nie mogę. Kosztem wszystkiego. Pieprzyc werandę. Do niej kiedyś wrócę. Na dziś mam ważniejsze zadania.Mam nowy numer kręcony przez Lasy Państwowe.Wysyłam ten opis do Ministerstwa Środowiska. Niech odwiedzająca Maskulińskie komisja z MOŚiZN, wraca tu z powrotem. Bo tu, gdzie nie powąchasz, zawsze byczym gównem śmierdzi. Niech to się wreszcie raz na zawsze zakończy.Pozdrawiam.
Powyżej dwie fotografie z prowadzonych "na dziko" prac przy powiększaniu półwyspu w Rezerwacie
sobota, 5 stycznia 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)