niedziela, 30 grudnia 2012

Vicek kapo-ta czyli detektyw 24

Całe miasto huczy od tygodnia rewelacją, że zostałem zakapowany o świcie, przez niejakiego Steckę i Rzecznika Serowara do Nadzoru Budowlanego w Piszu. Czemu nic nie wspominam o tym donosie, na prowadzonym przez siebie blogu. Jak to ? Coś Pan spokorniał ? Pytają z wyrzutem w głosie. Nie,nie spokorniałem, ale uważałem, że w Święta należy dać Państwu chwilę wytchnienia. Od lokalnej polityki, tego wywalania urzędników na zbitą mordę, od problemów życia codziennego, od bęcwałów gnojących nasze rodziny, nie przebierających w środkach. Ale do rzeczy.O tym, że ta nasza obecna władza, mnie nie kocha, wiedziałem od dawna. Tylko należę do tych, którzy kiedy widzą ludzką krzywdę, spokojnie usiedzieć nie mogą. Dlatego, tak ścigam tych nieudaczników i złodziei. I tych z Gmin i tych z Lasów. Ale tak to w życiu jest, że jak skoligacona sitwa, kupić kogoś nie może, to próbuje go upierniczyć, innymi metodami. Choć w tym przypadku, należało by raczej użyć słowa upierd....ć. Tak bardziej kolokwialnie. Taka własnie zagrywka, Szanowny Czytelniku, miała miejsce, w moim przypadku. Teraz uważajcie. TO BARDZO WAŻNE .Piszę wyraźnie,TYLKO w moim przypadku. Te detektywy 24, mają w gminie 9 000 mieszkańców a wybrały własnie mnie. Za to, że skutecznie obrzydzam im życie. W Państwa imieniu. Wiecie,ja bym ich nawet rozgrzeszył, gdyby oni walczyli ze mną piórem. Jak ja z nimi. Przecież, mają własną urzędową tubę propagandową - to jaki problem ? Ale nie. Te zasr.. e zaoczne autorytety, działają tymi samymi metodami, jak zwalczali byłego Gryciuka. Podpierdalali go, ile wlezie. Coś około trzydzieści razy w roku. Oni mają to we krwi. Widzą, że w polemice dziennikarskiej nie mają ze mną szans, wysłali mi kontrolę. Na okoliczność płacenia gminnych podatków. Znaleźli coś na 60 czy 80 złotych, za pięć lat. Takie dokładne. Tu nie mogli mnie uderzyć, to zgłosili, że moja przydomowa weranda, stoi na dziko i wchodzi na teren gminny. A nie powinna. Jadę zatem do starostwa i pytam co wchodzi, ile wchodzi i o co, naprawdę w tym wszystkim chodzi? Urzędnicy starostwa nie kryją. Mówią, ze jest to czystej wody nagonka, mająca uwalić tylko Pana. Normalna podręcznikowa nagonka. Pytam dlaczego ? Dlatego, że mają na swoim terenie, ponad sto altan i werand na dziko, a przyjechali osobiście przykapować tylko Pana. Mieli nawet zdjęcia, robione bez pańskiej wiedzy i po cichu. Idę na dół do geodezji. Tam mierzą na podstawie map, już tych nowoczesnych, tzw. numerycznych. Wychodzi im,że wyjechałem werandą na gminne, z lewej strony 16 cm a z prawej 23 cm. Zacząłem się śmiać. Bo co ciekawsze, jak powiedzieli, pomiar z roku 1993 czyli od kiedy grunt dzierżawiłem, nazywany był prostym, analogowym i może się różnić od obecnego, gdyż obecny jest bardziej dokładny przez co, może być tak, że już 20 lat temu, popełniono błąd. Ale niech tam. Trzeba będzie ta werandę od strony drogi zacząć rozbierać, zacznę rozbierać. Ale nie popuszczę. Będę im co tydzień zgłaszał samowolki budowlane przez cały okres, jaki do koryciarzenia jeszcze im został. Już tylko na koniec podam, że np.przy pawilonach, na Gałczyńskiego, właściciele ze schodami wyszli w ulicę na szerokość 1, 20 i na długość długość 5 metrów - każdy. Ale ich nie przykapowali. Bo mają inne nazwiska. Nie - Pomichowski. To podałem im fakty i zarządałem niech teraz Stecka z Serowarem, jadą jeszcze raz i podpierdolą tą resztę. To ich obowiązek, jako właścicieli gruntu. Nieco później napiszę o samowolce, która powstała za kierownika Opalacha w ZWiKu. To dopiero numer. Ale później. Najpierw, musi to chwycić Nadzór Budowlany i zrobić swoje. A świniopasom, czerepachom, korzystająć z okazji, powiem tylko tyle. Prędzej wy zmienicie nazwiska, jak mnie ta zagrywka upokorzy. To tylko mnie przekonuje,ze robię dobrą robotę.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Staropolskim obyczajem...

Staropolskim obyczajem, gdy w Wigilię gwiazda wstaje, Nowy Rok zaś cyfrę zmienia, wszyscy wszystkim ślą życzenia. Przy tej pięknej sposobności, ja chcę życzyć Wam radości, aby wszystkim się darzyło, za dwa lata lepiej było.

niedziela, 23 grudnia 2012

Odezwa do czytelników bloga.

W związku z perfidną nagonką na moja osobę, zwracam się do Państwa Czytelników z prośbą o podawanie miejsc dziko wybudowanych garaży, dobudówek sklepowych, werand, wiat, co do których mają Państwo uzasadnione podejrzenia, że są usytuowaniu bez wymaganych zezwoleń, a gmina tnie głupa i udaje, że nic o nich nie wie. Skoro nasi gospodarze potrafili jechać tylko w mojej sprawie i wymusić pasujące im oświadczenie urzędniczki starostwa, to będą także jeździć, w sprawach swoich znajomych. Bo o dziwo, jakoś o nich zapomnieli, choć w przypadku piszącego na tym blogu, Edmundzie Pomichowskim pamiętali. Piszcie Państwo jako osoby anonimowe, bezpośrednio na blog, a jeżeli sprawa będzie dotyczyć zachowania dyskrecji, dzwońcie pod numer 506 707 799. Sprawiedliwość bowiem, nie może być wybiórcza i egzekwowania tylko do próby uwalenia Pomichowskiego. Ma swoim zasięgiem, objąć także postacie obecnego układu rządzącego. Serdecznie dziękuję. Ps. Dzięki za informację o dzikiej zabudowie podwórka spalonej posesji państwa Sz. od strony ogrodów działkowych. Pozdrawiam.

sobota, 22 grudnia 2012

Długa i senna.

Była to jedna z dłuższych sesji tej kadencji. Ktoś, kto oczekiwał, że przez te kilka godzin coś ciekawego się wydarzy - wyszedł zawiedziony. Z kilku powodów. Pierwszy to ten, że Walduś prowydnyk wyciął numer, i zachował się nie zgodnie z oczekiwaniami. To znaczy zawiódł tych, którzy liczyli, ze jak zawsze zacznie od moralizowania. O wartości i mądrości jego górnolotnych wypowiedzi nad jałowymi wypowiedziami innych. Tak więc, już tylko pod tym względem, mile zaskoczył bywalców sesji. Mnie zresztą też. Później, gospodarz miasta odczytał to,co zdążył zrobić między sesjami. Tu jak zwykle mowa o pieniądzach. Ale do tego można się przyzwyczaić, bo tyle się to słyszy, że można przywyknąć. Potem, w zastępstwie tego pyszałka od gruntów, uchwały o nich, odczytał sam Wojty Strzała. Przeleciał po nich jak meteor. Choć napięcie u niego było widoczne. Wcale się nie dziwie. W takiej roli występował po raz pierwszy. Mnie osobiście, jeżeli już, to bardziej dziwi jego udział w donosie na mnie. Ale czytać potrafi, to dałbym mu do przeczytania, całą uchwałę budżetową. Nie sprawdził się jako serowar, może sprawdzi się jako sesyjny lektor. Potem wróciła sprawa wież komórkowych. Ta, o której pisze i mówię od paru miesięcy. Ale jest lepiej. Zaczęli mnie słuchać, i doszli do wniosku, że coś zrobić z tym trzeba. Na następnej sesji mają taką spec uchwałę przyklepać. Nie będzie ona obligatoryjnie stosowana, jednak brana pod uwagę, przy planowaniu kolejnego, stawianego żelastwa. Tu po raz pierwszy błysnęła nasza alfa i omega. Nie powiem, w słusznej sprawie. Stwierdziła,że niezadowolenie ze stawianych wież, jest duże, że ludziska mają prawo protestować. Ta druga, tylko alfa, oprócz donosu na mnie do starostwa, niczym więcej się nie popisała. Wprawdzie raz coś bąknął w odpowiedzi Grzędowej ale później zamilkł. Tak w ogóle, to ta senność udzieliła się wszystkim. Bliżej świat, genialne pomysły radnych, schodzą na plan dalszy.Z ciekawostek może tylko to, ze sołtyska Pieńkowska zaproponowała wspólną wigilię. Dobrze, ze nie powiedziała gdzie, bo dopiero by zaczęło furkotać. A czemu ona ? Ja myślę, ze lubi takie towarzyskie imprezy, bo na dwóch, przez nią organizowanych byłem. Miód i gołdę piłem. Choć mój sąsiad twierdzi, ze robi to z innych względów. Ze to forma dziękczynna za otrzymaną robotę. Nie wiem, tak słyszałem. Znając nasze realia, coś jest na rzeczy. Jak widać, nadal pokutuje, kto z nami ma wszystko. Kto z nimi kontrolną komisję. Niedługo ja wystąpię. Te Nadzory Budowlane wyślę do moich konkurentów. Te ze starostwa nie zdążą jeździć. Będzie ubaw. To tymczasem.

sobota, 15 grudnia 2012

Prawo jednak górą.

Działka nad Śniardwami zostanie komunalna Takiego aktu nie można dziś uzupełnić ani wydać nowego – orzekł Naczelny Sąd Administracyjny. Niewykluczone więc, że o działki, których nie objęły akty nadania, mogą się upomnieć ich byli właściciele (sygnatura akt I OSK 1310/11). Licząca 5 tys. mkw. działka w Niedźwiedzim Rogu, tuż nad brzegiem Śniardw, jest szczególnie atrakcyjna. Poniemieckie gospodarstwo, w skład którego wchodziła, przydzielono Władysławowi G. aktem nadania na podstawie dekretu z 1946 r. o ustroju rolnym i osadnictwie na obszarze Ziem Odzyskanych i b. Wolnego Miasta Gdańska. Przeniesienie własności wymagało jednak orzeczenia o wykonaniu aktu nadania określającego m.in. granice gospodarstwa. Władysław G. takiego orzeczenia nie otrzymał. Ponieważ nie była to odosobniona sytuacja, w 1951 r. ukazał się dekret o ochronie i uregulowaniu własności osadniczych gospodarstw chłopskich na obszarze Ziem Odzyskanych. Z mocy dekretu akty nadania stały się poświadczeniami własności. W 1965 r. Władysław G. otrzymał decyzję Prezydium Rady Narodowej o wykonaniu aktu nadania i ustaleniu granic gospodarstwa, które składało się z kilku działek. W 2007 r. Ewa U., córka Władysława G., wystąpiła o unieważnienie decyzji z 1965 r., która nie wymieniała działki nad Śniardwami, choć wchodziła w skład gospodarstwa. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie orzekł, że przesądzające nie mogą być poprzednie granice gospodarstwa, ale akt nadania. Akty nadania zachowały moc i nie ma podstaw, by je uzupełniać czy wydawać nowe Ewa U. zwróciła się więc do starosty o wydanie aktu nadania poświadczającego własność działki. Ten odmówił. Wyjaśnił, że nie wchodziła w skład gruntów przyznanych Władysławowi G. aktem nadania, użytkował ją tylko, gdy pozwalał na to stan jeziora. Podczas trzeciego już rozpatrywania odwołania Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Piszu umorzyło postępowanie, a Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie oddalił skargę Ewy U. W świetle dekretu z 1946 r. nie jest możliwe wydanie kolejnego aktu nadania na rzecz tej samej osoby – stwierdził. W skardze kasacyjnej Ewa U. wytknęła to błędne – jej zdaniem – stanowisko. – Akty nadania wydawane na podstawie dekretu z 1946 r. nie określały granic konkretnego gospodarstwa, a działka nad Śniardwami, należąca teraz do gminy Ruciane-Nida, nie jest samodzielnym gospodarstwem – mówił radca prawny Zygmunt Barański reprezentujący skarżącą. – Władysław G. nabył więc z mocy prawa zarówno część objętą aktem nadania, jak i część nim nieobjętą. NSA zgodził się jednak z sądem I instancji i oddalił skargę kasacyjną. – Akty nadania wydawane z urzędu zachowały moc i nie ma podstaw, by wydawać nowe czy uzupełniać akty poświadczające własność gospodarstwa rolnego – powiedziała sędzia Barbara Adamiak. Adw. Roman Nowosielski ocenia, że wyrok NSA zmierza w kierunku stabilizacji i trwałości stanu prawnego nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych. Dziś nie da się więc odwrócić zaszłości spowodowanych pominięciem jakichś nieruchomości w aktach nadania. Można jednak zabezpieczyć się przed roszczeniami i innymi niekorzystnymi skutkami, występując do sądów cywilnych o stwierdzenie zasiedzenia. źródło: Rzeczpospolita, 03.12.12

wtorek, 11 grudnia 2012

Mściwe kacyki ciotki Weroniki

Od czasu do czasu, dowiadywałem się, o różnych niecnych zachowaniach, naszych ruciańskich kacyków, w stosunku do swoich zdecydowanych na wszystko oponentów.Najczęściej, podczas przerw w sesji, albo tuż przed nią. Mówiło się, o utrudnianiu życia, mojej konkurencji po piórze - Annie G. Utrudnienie polegało na napuszczaniu przez gminę, różnej maści organów kontrolnych albo wysyłaniu własnych,urzędowych komisji. A wszystko po to, aby przeciwnikowi obrzydzić życie. Od policji i opieki po inne instytucje, które ingerowały w jej codzienne życie. Nie zawsze, w uzasadnionych przypadkach. Nie będę się szerzej rozwodził, czego dokładnie dotyczyły te kontrole, bo nie moją rolą jest, grzebanie się w rodzinnych koligacjach. Próbuje jedynie, naświetlić podtekst, który spowodował, że gminni urzędnicy, nagle zaczęli nad wyraz mocno, zgłębiać osobowość Anny G. Z biegiem czasu, nabrałem przekonania, ze nagonki na nią, to nie przypadek. To najnormalniejsza w świecie zemsta, za jej negatywne oceny, naszych dwóch, barwnych postaci życia publicznego. Choć nie tylko ich. Tyle tytułem wstępu. Na więcej, ze względu na szacunek do prawa prasowego, pozwolić sobie nie mogę. Po za tym, nie mam zgody na osobisty komentarz, osoby, będącej tematem mojej wstępnej analizy. Dlatego, zajmę się swoim, także nie codziennym przypadkiem. Nie jest tajemnicą, że ci dżentelmeni, tak ich umownie nazwijmy, mają niskie notowania także u mnie. Z tych samych powodów, co dla pozostałych mieszkańców miasta. Nikt, kto mnie zna, w to nie wątpi. A nie leżą, może nawet bardziej jak Annie G. Tylko dotychczas, jakoś obaj dobrodzieje konfliktu ze mną unikali. Bo trudno było, nie przyznać mi racji. Teraz zmienili front. Zaczynają robić podchody pode mnie. Skąd o tym wiem ? Sprawdziłem swoimi kanałami. Za nasłaniem na mnie kontroli, stoi specjalista od fikołków. Ksywa Fikoł. Choć pod wnioskiem, podpisał się ten drugi. Abyś czytelniku nie podejrzewał mnie o konfabulację, podam ci, ze TAKIE WEZWANIE dostałem TYLKO JA. Rozumiesz ? Dają mi do zrozumienia, ze jak nie przestanę, to pogrożą mi palcem. Mój Boże. Zapomnieli, ze jeden wcześniej próbował, to w policji nie pracuje, a za drugim, chodzi NIK i CBA. A tyle razy mówiłem im bezpośrednio, co mogą mi zrobić. Fikołowi to w oczy na sesji powiedziałem. A ci dalej swoje. Dlatego powtarzam, raz jeszcze. Panowie jeszcze urzędujący. MOŻECIE MI NAPRAWDĘ SOLI NASYPAĆ. Co jeszcze dodam ? To, że teraz ja, zacznę się baczniej Wam przyglądać. Chcecie wojenki, będzie wojenka. Zawsze mówiłem. I teraz powtórzę. Ja nie mam nic do stracenia. WY wszystko. Szczególnie koryto. Wygodne koryto. Skoro, gospodarz portu, dał Wam za mało do wiwatu, to ja, dołożę Wam dwa razy więcej.Ot, co.

niedziela, 9 grudnia 2012

Kolejna odsłona afery z domkami

Kolejna ogólnopolska gazeta, tym razem Rzeczpospolita, powróciła do tematu nadleśnictwa Maskulińskie. Oj, dzieje się dzieje. Kilkadziesiąt numerów gazety rozeszło się błyskawicznie wśród mieszkańców Rucianego Nidy. Co bardziej zapobiegliwi porobili sobie ksera i puścili w tzw drugi obieg. Pomiędzy rodzinami. O fakcie, możemy poczytać w piątkowym wydaniu gazety. Nie wesoło to wygląda. Oczywiście dla Byczego.Chyba będzie wywózka. A może i prokurator. Za ostro to idzie. Ale to dobrze. Dla nas wszystkich. Dlatego trzeba przyklasnąć i tylko się cieszyć.Pozdrawiam. eap

sobota, 8 grudnia 2012

Anonim z 9 : 27

Ja znam ciekawsze okoliczności, które miały miejsce na tym spotkaniu. Nasz nieoceniony wilk morski w pewnym momencie kazał się Koszałkowi......uwierzy Pan Panie Mundku w takie stwierdzenie, cytuję " zamknij się teraz ja mówię" Ja wierzę, bo wiem że nic nie jest darmo. Nasz " przedsiębiorca " wywalił taką kasę na kampanię opałka nie po to, by ten mu fikał podobnie jak chujek czy polak greckiego pochodzenia. Dlatego u Koszałka, ciągle frustracje, najpierw pod butem u Irenki, później u Joli, później podpisany cyrograf z diabłami z Dworcowej....

Dziwny zbieg okoliczności. Ostatni tydzień.

W sprawie Koszałka. W minioną środę doszło do spotkania lokalnych przedsiębiorców, działających na polu szeroko pojętych usług turystycznych. Spotkali się w Nidzkim, na zaproszenie naszych gospodarzy. zabrali ze sobą także serowara. W sumie, jak mi podrzucają dobre duszki, nasze opoki szczęścia i dobrobytu, zaprosiły ok. setkę osób. Mnie nie zaprosili. Ja bym im powiedział, co o ich rządach myślę. Cha. A wiecie ilu przyszło ? Nie wiecie. Około 30. Jak widać, ci tez, mają daleko naszych apologetów, z ich jedynie słuszną ideą. Dotarło do nich wreszcie, że wszystkiego na Jatkowską, Gryciuka, Krupowej, Grzesikiewicz czy piszącego te słowa - zwalić się nie da. Ostro było. Ale po występie, właściciela portu, Eugeniusza Faryja, było też krótko. A ten wstał i powiedział "- Zbyszek, masz 30 milionowy budżet. Powiedź, coś ty przez dwa lata zrobił"? Czar prysł. Buźki pokraśniały. U Zbyszka, u Zdziśka i u Sewowara. Potem padło kilka opinii lżejszego kalibru, ale to niczego nie zmieniło. Sumując, Dwór wypadł żenująco. Dlatego ogłaszam, wszem i wobec, ze notowania naszych notabli, spadają w sposób nie kontrolowany, na łeb na szyję. I samym chodnikiem na Wiejskiej, ludziom gęby zatkać się nie da. A czy jestem zdziwiony reakcja Faryja ? Nie. Bo on, podobnie jak ja, mamy jedną cechę wspólną. Jego status społeczny, jest tak wysoki, że może mówić co zechce. Nikt go za to z roboty nie zwolni. Tak samo jak mnie. Choć wcale, nie z finansowych względów. Pozdrawiam.

Dziwny zbieg okoliczności.. Ostatni tydzień.

W sprawie Pyszałka. Tuż po głośnym artykule w nr 43 Polityki, gdzie opisano proceder przydzielania sobie domków nad Nidzkim, odezwało się Ministerstwo Środowiska i Zasobów Naturalnych. Na cztery dni, przysłało do nadleśnictwa Maskulińskie dwóch kontrolerów, by wstępnie sprawdzili te dzierżawy po 80 złotych rocznie. Od domku. A także, podstawy prawne ich budowy w ścisłym rezerwacie. Pokoju gościnnego do ich analitycznej roboty, udzieliła im nasza alfa i omega z tytułami. Blisko siebie. Tam... trochę niżej. Pod jego gabinetem. Że jego zawsze musi być na wierzchu. Mimo wszystko, dwaj kontrolerzy rozmowni nie byli. A na to liczyła nasza leśna ozdoba. Tak wiec, przyjechali w poniedziałek a wyjechali w czwartek. Nie sami. Dokumenty zabrali z sobą do stolicy. Chyba po to, by pokazać swemu ministrowi, jakie sztuki, tu na prowincji, tez potrafimy dawać. Pardon, jakie Byczy potrafi dawać. Temu z broszką, też nie popuszczą. Dobiorą się do du..y. Czas najwyższy. Bym zapomniał. Interpelacja do Ministra została złożona.To z grubsza tyle.

wtorek, 4 grudnia 2012

Kolejny złom.Wam rychtują.

Tak Wam. Ode mnie, nawet jak ta bomba powstanie, będzie oddalona ponad kilometr. Jak powstanie. Nie nie. Nie mówię o tej na Bocznej. Mówię o przymiarkach do następnej, tym razem, na końcu ulicy Krajeckiego, na placu Jaśka K. Jakby tego, nowo powstałego komina na Szkolnej, było jeszcze za mało. Będzie obsługiwał smrodem i sadzami Gwarną, Kolejową i wszystkie w pobliżu. Jak na razie, to cicha szeptanka. Taka jak z tą na Bocznej. Kiedy będzie już wszystko zaklepane, wtedy ulubieniec Koszałka powie, że oni nic nie mogli zrobić. Jak zawsze. Tylko dlaczego, w tym gminnym cajtungu, nic o tym nie piszą? Nie wiem. A może nie chcą do końca wkurwić mieszkańców ? Byłoby wesoło. Z lewa podtruwanie dymem a z prawa promieniami. Wszystko na 100 metrach przy jednej ulicy. Ale jedna korzyść z tego będzie. Na działkach między wieżami, będzie szybciej rosło. Normalnie, takie nie napromieniowane i niepryskane buraki rosną trzy miesiące. A między wieżami - w cztery tygodnie. I to takie - jak głowa kapuchy. Jednym całą rodzinę i sąsiadów będzie można obskoczyć. I szybciej się opalić. To nic, że skóra potem zejdzie. Ale jaka opale-nizna??? Ja się z tego śmieje, bo tam niedaleko, tam, trochę dalej, trzyma gołębie taki niezły magik.Co kiedyś dużo mógł, a teraz cienko śpiewa. Specjaliści mówią, że po dwóch latach, z tych gołębi, zrobią się strusie. Tak. Będziemy strusie oglądać w Rucianem. W Polsce już są, a w Rucianem - jak na lekarstwo. Ludzie, gdzie ja żyję ? Że to jeszcze nie pier...ęło ? Coś niebywałego. Poczekajmy, aż te nasze antałki coś podadzą. Wtedy do tematu wrócę. Fakt, ze mogli byście, tych co wybraliście, o te podchody zapytać. Ja pytał nie będę. Wiecie dlaczego. Wybraliście to towarzycho, to pytajcie. Pozdrawiam.