Wstępnie potwierdzam ,że kontrola na zawartość alkoholu zatrzymanej kilka dni temu szefowej Obserwatora Anny G.wypadła dla niej niepomyślnie.Więcej napiszę w miarę napływu informacji od rzeczniczki Komendy Powiatowej w Piszu po godzinie 14.00.Informacje dotyczyć będą zawartości alkoholu we krwi kontrolowanej oraz daty i godziny zdarzenia.Tyle na razie w tej sprawie.
Eap
Kontrola miala miejsce w Rucianem niedaleko dwoeca PKP, w sobote wieczorem.Zadawałem pytania na obserwatorze ale bez odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńKiedyś dama owa występowała na Salonie24 jako Voit. W skrócie: lewactwo pełną gębą, najbliższy duchowy przyjaciel Andrzej Celiński. Wiodłem niekończące się spory z kobietonem - póki nie zauważyłem, że jak to powiadał Tyrmand Golem socjalizmu nie unurzał mnie po uszy. Ale dla rozbawienia Szanownego jeden z felietoników dotyczących także alkoholizacji. Rzecz o wypadku Celinskiego - kiedy to najpewniej po gorzale wyrżnął w Warszawie w zaporę drogową, zwiał, a po 14 godzinach stawił się na komendzie policji z panią, która oświadczyła, że to ona wiodła maszynę, a oddalili się z powodu szoku.
OdpowiedzUsuńOto ten tekścik:
"...Voitschanze
Na Mazurach. Na brzegu rzeczki, opodal krzaczka – skryła się w betonie ta kaczka dziwaczka. No bo jeśli Mazury, to oczywiście w skojarzeniu Gierłoż, czyli Wolfschanze. Mocno zdewastowane, ruskie sołdaty miały kupę roboty, nie ze wszystkim się uporano, ale destrukcyjny wysiłek widać jak na dłoni. Wszystko zniszczono w tej uroczej krainie? Oczywiście nie. Nietknięte pozostały Mamerki. I jeszcze parę miejsc, gdzie można pokazać jak separowano się od potencjalnego zamachu czy bombardowania. Od rozumu takoż. Ale idąc tą drogą rozumowania odkrywam oto, że nad niewielką, acz malowniczą Krutynią istnieje coś, co nazwałem w tytule: Voitschanze. Pancerno-betonowe bunkry lewactwa, bezwstydu i medialnej hucpy. Opisywałem po wielokroć, nie chce mi się nawet dzisiaj powtarzać, kto ciekaw w archiwum postów znajdzie stosowne teksty.
Prace naukowe i badania nad nowymi technologiami prowadzonymi w tym tajnym obiekcie? Proszę bardzo: ostatnio alkoholomierz stumilowy komórkowy. Znana sprawa. Klient wali autem w coś tam, następnie postanawia dać nogę. Zanim z pomocną dłonią zjadą niebiescy i pogotowie. Klasyka opowieści przed prokuratorem czy dzielnicowym, tu jak widać działa domniemanie niewinności. Koleżanka autorka, oddalona o dwieście pięćdziesiąt kilometrów i zabarykadowana w swym Voitschanze bada nowym alkoholomierzem rozmówcę i publicznie zaświadcza: był trzeźwy, dzwoniłam to wiem! No kuźba nic dalej nie da się zrobić – aparatura działa bez zarzutu. Klient hasa luzem.
Co ja wam, milusińscy moi znad Krutyni mogę rzec dalej? Właściwie tylko nieśmiertelne „lewactwo jest wstrętne!” Bo jest. Jak widać odbiera rozum, poczucie przyzwoitości i proporcji. Załoga tego bunkra wzięła się właśnie za badanie katastrof lotniczych. Deklarując już w pierwszym akapicie rozbrajająco: nie umiem grać na harfie, ale tak bardzo lubię jak mi o tym opowiadasz, gawędź więc, gawędź, niech posłuchają. No to niektórzy posłuchali. Ale będziecie mieli roboty z banowaniem i wywalaniem…"
Z pozdrowieniami
Dawny Castillon, mail castillon@wp.pl
Dobrze się Ciebie czyta.A może coś wiesz na temat śmierci jej ostatniego męża?Mam informacje ze starego miejsca jej pobytu,iż ta rychła śmierć to nie sprawa natury...Do dziś zostały wątpliwości.W sumie dobrze,że się odezwałeś.Mamy urozmaicenie.Dzięki
OdpowiedzUsuńNa wspominany temat niestety (lub -stety) nic nie wiem, informacje, które kiedyś gromadziłem są rwane i nie potwierdzone, nawet jako były zawodowiec nie mam zatem prawa ich powielać. Przed laty obsługiwałem dziennikarsko ten teren, powstało naprawdę sporo tekstów, w blogosferze jeszcze więcej felietonów. Dzisiaj wyskoczywszy poza branżę - jak się ludzi w mniej więcej naszym wspólnym wieku zatrudnia to wiesz pewnie sporo - potraciłem masę kontaktów, ludzie jednak ewoluują, o dziwo niektórzy wcale nie ku lepszemu. Inni umierają. Został przekaz elektroniczny. Nieśmiało sugeruje kontakt na wskazany adres, to nie żadna pułapka, czy prowokacja, są po prostu sprawy, które najpierw się omawia, później publikuje różne treści. Oczywiście tylko prawda jest ciekawa choć z drugiej strony żyjemy tu i teraz, więc jakoś niewielkiej chatki na przytulny areszt nie zamierzam zamieniać. P. burmistrz Jadwigę Binder miałem okazję poznać osobiście podczas wywiadu, jaki z nią przeprowadziłem. Nie wiem czy pamiętasz, ale w roku 1997 w Rucianem Nidzie odbywały się tajne sesje pod policyjnym nadzorem, chodziło o likwidację szkoły w Wygrynach. Takich i innych odprysków mam mnóstwo. Być może niektóre coś wyjaśniają, inne są tylko przyczynkarskie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZnam ten temat. Stałem wtedy za Binderową i dużo o tym pisałem.Najpierw w Echach Piskich potem więcej w Panoramie Mazurskiej.A policja była po to,że ten tłumek nie chciał wpuścić rano Binderowej do urzędu.A wtedy była już burmistrzem.Oj,działo się działo.Dla ciekawości.Przed jej awansem na burmistrza znał ją wcześniej weterynarz -Mysiński.Można by rzec,że on ze swoją grupką ją na tym terenie usadowił.To jego najbardziej udany pomysł w życiu.Przynajmniej -w skutkach- też i dla mnie.
OdpowiedzUsuńPiszesz o ciekawych sprawach. Czy Mysiński to następca gospodarza pensjonatu "U Michała" w Wygrynach? Jeśli tak - to sygnalizuję, że są ludzie, którzy ciekawe o tym rzeczy opowiadają. Dodatek konieczny: nie sytuuję się tu po żadnej ze stron, za mało danych. Tak czy siak ciekawe to źródło miejscowej władzy: weterynarz... Nie żadna tam "władza ludu", nie żadne tam wybory, wola większości - ale właśnie weterynarz... A co się tyczy owej sesji "pod specjalnym nadzorem" - jak to jest możliwe, by władza miejscowa i ludzie, na rzecz których ma działać porozumiewali się przy pomocy gliniarzy? Skłonność zawodowa byłej pani prokurator? Ogromnie wiele na Mazurach typów i typasków, którzy bez przerwy utrzymują, że wystarczy jeden ich telefon "gdzieś tam", jeden kontakt - i "sprawa załatwiona". Czasem jak widać po historii "redaktor naczelnej" łapki okazują się za krótkie, królowa naga - chociaż może nie chwalmy dnia przed zachodem słońca?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jako PS, w końcu głupio komentować własny komentarz... Teza: prawdziwe przyczyny tego co się działo i dzieje nadal tkwią korzeniami w przeszłości mniej więcej od roku 1985. To czas pierwszych manewrów sekretarzy KW PZPR - chcieli w sytuacji, w której spodnie dymiły im już bardzo zgrabnie przejść do nadchodzących czasów. Nie będę się tu rozpisywał o sytuacji ogólnopolskiej, dla Czytelników ma znaczenie miejscowa. Najpierw były problemy z tytułami własności. Kiedy jakoś z tym się uporano pojawiło się pytanie: a skąd na nowe inwestycje, te wszystkie pensjonaty, hotele itd. wziąć pieniądze? Teoretycznie z banku. Jakie wtedy były banki kto nieco starszy pamięta doskonale. Kredyty przydzielały specjalne komisje. Gdybyśmy dzisiaj przeanalizowali kto siedział w tych komisjach w latach 1987 -1997 - będziemy mieli odpowiedź na pytanie skąd i dlaczego biorą się współczesne fortuny. Praca na kilku dobrych etatach rodzin obecnych mikro-władców to jest mały pikuś i zaciemnianie sprawy.
OdpowiedzUsuńA dalej poszło już jak z płatka. Latem do pewnej przystani nad Bełdanami począł zawijać jacht "Aurora", kapitan jak rozumiem odwiedzał swego dobrego znajomego, znanego producenta filmowego. Niektóre działki trafiły w ręce byłych nadzorców ośrodków wypoczynkowych PTTK (tylko proszę mi nie mówić, że to nie byli ludzie specjalnego zaufania!), jakiś klasztor starowierców przeszedł cudem wielkim w prywatne ręce, mówią że "resortowe", a w Mrągowie pewien człowiek, któremu zdaje się, że jest przytomny założył Ruch Autonomii Mazur. Jakby nie chcąc wiedzieć, że nowy gospodarz żadnych byłych pomocników nie osadzi na stolcach, ma swoich kandydatów, starzy pójdą w odstawkę. Dobrze gdy pokojową - choć z tym to już różnie bywa...
Pozdrawiam!
Tak.Binderowa była prokuratorem na Pradze w Warszawie.Karierę zakończyła z powodu nie do końca jasnej sytuacji związanej ze śmiercią zięcia,czyli męża swojej córki.Jugosłowianin ten kręcił jakieś ryzykowne lody,dlatego go ktoś przewiózł.Dochodzenie trwało bardzo długo, właśnie jakoby przez prowadzącą sprawę Binderową.To przyczyniło się do tego,ze została z prokuratury odwołana.Nie znam sesji jak podajesz ,że za jej wstawiennictwem lokalna policja tą sesję w jakiś sposób kontrolowała.Tym bardziej,że nie miała umocowania prawnego by im to nakazać.BYE
OdpowiedzUsuńTak.Mysiński to znajomy tych ludzi o których piszesz.Ja osobiście znałem Michała po którym została nazwa tego baru w Wygrynach.Lubił pociągnąć,ale uczynne panisko było.Miał rubaszny,donośny, nieco chrapliwy głos.Skąd to wiem? Otóż kilka lat go obsługiwałem w swoim barze "Piwosz "w porcie Ruciane Nida .Porcie wtedy Żeglugi Mazurskiej a nie Faryja.Ale to stare czasy.BYE
OdpowiedzUsuńZatem jak widzisz klocki w magiczny sposób zaczynają do siebie pasować. W wypadku Binderowej pomiędzy prokuraturą, a burmistrzowaniem była jeszcze Norwegia. Zięć miał na imię Gija. A żona Michała, o którym wspominasz była sołtysem Wygryn, później w banku w komisji kredytowej. Michał zmarł w styczniu 2004. Z sesji, o której wyżej są autentyczne fotki, oryginały ma wspomniana była pani sołtys. Policja została wezwana na hasło "są pijani i rozrabiają" - nie trzeba było w tej materii mieć specjalnych znajomości. Pani burmistrz znana była pod imieniem Małgosia. Niezłej klasy aktorka - ale rozumiem Twoją opinię, takie życie... W komisji kredytowej znajdowała się także żona króla Izegusa II, Galindia jak wiesz. Ich obecny teren chciał przejąć niejaki Berdyga z KW w Suwałkach - być może przez podstawionych ludzi. Także obecny teren Wnuka, ten na skarpie nad Bełdanami. Ktoś to kiedyś dokładnie opisywał, może można gdzieś znaleźć. Jakim cudem postawiono spory hotel na miejscu dawnego domku Jawniszki, szalonego wynalazcy parostatków, w strefie Parku? Prędzej Ty to rozszyfrujesz. W każdym razie okolica, w której nic, co widać nie jest takim naprawdę, a rekonesans najlepiej rozpoczynać dopiero po załadowaniu wiernego Colta. Mogą być i srebrne kule, zdaje się, że ani wampirów, ani wilkołaków u was nie brakuje. W tym świetle "pani redaktor naczelna" wcale nie jawi się jako wybitny wyjątek. Gdyby na piśmie nie leczyła swoich kompleksów - byłby to całkiem sprawnie i zgrabnie działający dziennikarz.
OdpowiedzUsuńPzdr.
O Rywinie pisałem b.duzo w Faktach Piskich przez trzy lata.Czyli 2007,8,9- ty.Tuż po tym jak wyszedłz pudła przed czasem.Znam go osobiście bo byłem u niego w domu w sprawie znanej ogólnie pyskówki pod nazwą Rodzim - Rywin.W sumie opisywałem 6 rozpraw sądowych między tymi panami.Początkowo Rywin z nikim nie chciał rozmawiać z tzw prasy ogólnopolskiej a tylko ze mną.Później to się zmieniło,niemniej ten okres to moje częste z nim kontakty,szkoda że przeważnie w sądów.Tam poznałem jego znanego obrońcę ze spółki Małecki-Rychłowski- Rychłowskiego.Jedyne co nas teraz łączy -to ..cukrzyca.Też z nią wojuje.A wspomnianą Aurorą pływał non-stop na Mazurach -Jerzy Urban.Niezły artysta.Na dłużej kotwiczył w Ośrodku Pracy Twórczej na Wierzbie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrawda, prawda i jeszcze raz prawda. Bywało, że za jacht Urbanowy odpowiadał totumfacki. Imię i nazwisko? Krzysztof Sitko. Coś mylę? Jestem kłopotliwy w mnożeniu FAKTÓW? Podróżował tam z żoną, mam wymieniać dane? Może tak być... Ale w końcu założyłeś stronę, na której mówi się prawdę, czyż nie? Kiedy zatem powiadam, że na Mazurach nie ma Mazurów - to mam rację, czy jej nie mam? Wiesz dlaczego tym się zajmuję? Bo przed paru laty kilku myślowych mongołów uznało, że wszystkich kupuje się za tą samą cenę. A mnie nie dało się kupić... Za żadną cenę. Choć ją mnożyli. Dlatego dzisiaj jestem gołodupcem,którym pozornie pogardzają - choć jednocześnie panicznie boją się wiedzy, którą nawet gołodupiec może posiadać. Niskie uczucia? Nic bardziej mylnego. Ale jak to się mówi "działajcie dalej tak, drogie dziatki..." - a ja będę się cieszył z oddali...
OdpowiedzUsuńJak to się ma do prawd uniwersalnych? Nie wiem. Posłużę się jednak w tym momencie cytatem z markiza de Custine, wizyta francuskiego arystokraty w XIX wiecznej Rosji:
"...A przecież carowi Piotrowi ta niesłychana władza nie wydała się wystarczającą. Nie dość mu było, że jest racją bytu narodu - chciał również zostać jego sumieniem..."
Pozdrawiam!
Współczuję Panu Panie Mundziu! Zawsze chwalił się Pan prostatą i tym, że z tego powodu żona Pana opuściła ale ta cukrzyca ? jeszcze raz współczuję. Wiara góry przenosi, trzymam kciuki, dobrze będzie. :D
OdpowiedzUsuńAnonimowy zaczynasz przemycać w tekście rzeczy i wkładać mi w usta teksty których nigdy nie wypowiedziałem.Bo nigdy problemów z prostatą tak jak z włosami na głowie nie miałem.Pomysł rozwodu należał do mnie a nie do mojej byłej.Tekst puściłem, ale waż to co piszesz.Ja nie informuje,że ty zesrałeś się na szkolnej zabawie w Technikum w zeszłym roku,nie wiedząc na pewno, czy czy narobiłeś w portki czy tylko się olałeś..Rozumiesz pikanterię całej sprawy?Jak tak to dobrze.
OdpowiedzUsuńHe, he, widzę, że i Ty masz w okolicy standardowych zagłuszaczy i mącicieli. Byle dalej od tematu, byle przykryć główny wątek, wytrącić kogoś z równowagi... Spoko, to taka uroda każdej zbiorowości, internetowej zwłaszcza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Castillon...wiesz, nie cierpiałem jej za lewicowość, kłamstwa, naginanie faktów itp (http://voit.salon24.pl/)ale teraz po prostu jest mi tej kobiety najnormalniej w świecie żal.
OdpowiedzUsuńPróbowała jakoś żyć w tej głuszy mazurskiej, wybrała złą drogę i przegrała z kretesem.
Pióro, fantazję ma niezłą, szkoda.
Do nich nie dociera,że za te pisanie farmazonów podparte czyimś nazwiskiem ,też można beknąć.Choć trochę to potrwa.. Na wszelki wypadek takie wygłupy należy sobie wydrukować i schować do archiwum.W moim przypadku,czas pokazał,że to się bardzo przydaje.
OdpowiedzUsuńAnonimowy: no cóż, skoro ruszasz ludzki aspekt sprawy to w żadnym wypadku nie będę go negował. Przeciwnie - doceniam tego typu myślenie. Choć powody, dla których kiedyś w Salonie24 poświeciłem jej tyle czasu i atramentu są dokładnie takie same, jak wymienione. Niechęć (a może i coś więcej) w stosunku do lewactwa, kłamstw, wrednej propagandowej roboty i krzewienia zasad, od słuchania których dostaję skrętu kiszek...
OdpowiedzUsuńAle to tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że do osadzenia się na atrakcyjnej działce w Wojnowie nikt jej siłą nie zmuszał. Podobnie nikt nie namawiał, by została lewaczką i to całe cholerne lewactwo propagowała w krainie, w której zdaje się już dość stosowanych lewackich ideologii. W swojej wsi tez nie żyła z ludźmi za dobrze. Oczywiście nie ja ją będę karał za grzechy popełnione i przyszłe - ale też w obecnej sytuacji zdaje się mało jest ludzi, którym łza spływa spod powieki z powodu takich, a nie innych zdarzeń.
Co do Wojnowa chyba nie masz racji, to ma być atrakcyjna działka??? Osiedlać się raczej musiała, możliwe, że wbrew własnej woli.
OdpowiedzUsuńPomógłbym rozwiązać przynajmniej część tych problemów (klasztor, jałówka,praca) ale jaka jest gwarancja,że się zmieni? "Kłopoty radnej" przeczytałem i szybko wyleczyłem się z filantropi.
Działki w Wojnowie czy Osiniaku atrakcyjne turystycznie może nie są.Ale prozdrowotnie-na pewno.Z obserwacji wynika,że w tej enklawie rolniczej trafia się najwięcej osób będących po 80-tce.Ale ba.Tam od czasów jeszcze Prus, nigdy przemysłu nie było.Bo np.tartak to żaden przemysł.Tak więc coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńAnonimowy: owszem, to jest moim zdaniem atrakcyjna działka. Z prywatnych ustaleń wynika, że ruszenie tam pomysłu związanego z odwiedzinami turystów w pobliskim klasztorze mogło by dać w sezonie stabilny przychód. Oczywiście nie zamierzam w tym miejscu rozwijać wątku, nie jest moją intencją naganianie tej pani jakichkolwiek pieniędzy, niechaj sobie sama odkrywa nowe światy. Kiedy ostatni raz byłem w Wojnowie rozmawiałem z ludźmi na temat cen działek - i nie są one małe, daję słowo. I bez znaczenia czy jest dostęp do Krutyni, czy go nie ma. A w niepewnych czasach, gdy nic nie jest pewne, ziemia, teren, dom i pewnie jeszcze sztabki złota zdają się niezłym zabezpieczeniem... Generalnie uważam, że są na świecie ludzie, którzy albo mają dużo szczęścia, albo potrafią patrzeć dość daleko do przodu - dzisiejsza Galindia to na początku lat 80-tych były piaski i błoto. A jednak ktoś to widział inaczej... Przed takoż wieloma laty Ostrów Szeroki w Piszu miała wykupić i przerobić na hotel plus pole golfowe spółka Naumann-Hambro. Albo źle rozeznali przeciwników, albo poszło o coś innego - wtedy się nie udało cwaniakom. Mógłbym te przykłady mnożyć - tylko po co w danym temacie? Na razie zatem obok starego klasztoru hasa luzem lewactwo (nie myślę wyłącznie o gospodyni, ale też o jej gościach), mają duże łby, niech się martwią.
OdpowiedzUsuńnie ma co, Szeroki Ostrów to boskie miejsce. sam chciałbym mieć tam kawałeczek działki...
OdpowiedzUsuń